Omawiając ważne wydarzenia w naszej długiej i skomplikowanej historii, warto czasami skorzystać z okazji do spojrzenia na nie obcymi oczyma. Jest to szczególnie ważne w przypadku zdarzeń wywołujących do dziś znaczne emocje, takich jak kampania polska (zwana wrześniową) z 1939 roku.

Sposób postrzegania danego wydarzenia zależy od całej masy czynników (takich jak wychowanie, wykształcenie, historia), z których uświadamiamy sobie zaledwie niektóre. Część z nich będzie dotyczyła tylko pojedynczej osoby (lub niewielkiej grupy osób), inne z kolei będą miały charakter ogólnonarodowy. Wspomniane czynniki mają wpływ także na to, jak zapamiętujemy i opisujemy daną rzeczywistość. Punkt widzenia ma przecież stały i bezpośredni związek z punktem siedzenia.

Anthony J. Drexel Biddle, Jr. (fot. U.S. Department of State, US Embassy Oslo, domena publiczna)

Chcąc wyrwać się z tej sieci zależności, warto (a nawet trzeba) sięgnąć po relacje kogoś, kto pochodzi „z zewnątrz”. W odniesieniu do wydarzeń z września i października 1939 roku trudno znaleźć lepszego kandydata na takiegoż obserwatora niż Anthony Biddle, ambasador USA w Warszawie.

Amerykanin na Starym Kontynencie

Anthony Joseph Drexel Biddle Junior przyszedł na świat 17 grudnia 1897 roku. Jego ojciec był milionerem wywodzącym się z długiej linii bankierów, co zwiastowało również określoną przyszłość dla Anthony’ego, jednak okazało się, że los miał wobec niego inne plany.

Gdy USA przystąpiły do I wojny światowej, Anthony zgłosił się do wojska i 28 lutego 1917 roku rozpoczął służbę w nowojorskiej Gwardii Narodowej w stopniu sierżanta, by skończyć ją w 1919 roku jako kapitan, nie wyściubiwszy przy tym nosa poza granice USA. W dwudziestoleciu międzywojennym próbował swych sił w biznesie, jednak bez większego powodzenia.

W 1935 roku Biddle dokonał zmiany pola swej działalności i został dyplomatą (początkowo pracował w tej roli w Norwegii) – w nowym zawodzie mógł korzystać w pełni ze swych talentów towarzyskich. 4 maja 1937 roku otrzymał nominację na ambasadora USA w Polsce i aż do końca 1943 roku pełnił funkcję łącznika między Waszyngtonem a rządem polskim – najpierw rezydującym w Warszawie, a potem na emigracji. Przywrócony do służby wojskowej i awansowany na stopień podpułkownika, wykorzystał swą wiedzę nt. Europy przy przygotowywaniu operacji „Overlord”, a następnie pomagał w powojennej odbudowie kontynentu. W 1955 roku przeszedł do rezerwy i otrzymał wkrótce awans na stopień generała dywizji. Zmarł w 1961 roku.

Raport Biddle’a

Raport ambasadora to dosyć poplątany dokument sporządzony w październiku 1939 roku we Francji, wyrywkowo omawiający wydarzenia mające miejsca mniej więcej od 16 października 1938 roku do 19 września 1939 roku. Jego zawartość to mieszanka wspomnień dotyczących polityki międzynarodowej i funkcjonowania ambasady z opisem tułaczki po Polsce już podczas wojny oraz kilku analiz i prób przewidywania przyszłości. Warto mieć przy tym na uwadze, że jest to dokument powstający już po rozegraniu się kampanii polskiej, co siłą rzeczy rzutuje na sposób opisywania wydarzeń ją poprzedzających.

Obecnie wszyscy zainteresowani mogą zapoznać się z treścią raportu aż pod dwiema postaciami. Pierwszą z nich jest oryginalny maszynopis (łącznie 243 strony) udostępniany przez amerykańskie National Archives, druga to wydanie książkowe z 1976 roku (384 strony), z bardziej czytelną narracją i załączonymi dodatkowymi materiałami archiwalnymi.

Amerykańska ambasada w Warszawie we wrześniu 1939 roku (fot. Julien Bryan, ze zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej i United States Holocaust Memorial Museum, domena publiczna)

„Obserwowałem z Warszawy przebieg machinacji Hitlera”

Jednym z najbardziej intrygujących wątków raportu jest kwestia polskiego planu prowadzenia wojny. Biddle nie był ekspertem w tej materii, ani też polski rząd nie angażował się w żadne dwustronne rozmowy z USA w tej sprawie, niemniej, jak się wydaje, ambasador z racji swych szerokich kontaktów towarzyskich był całkiem dobrze poinformowany.

Opisując wydarzenia z 29 marca 1939 roku, Amerykanin przedstawił pewne informacje nt. polskiego planu obrony uzyskane z dwóch źródeł. Jednym z nich był oficer z otoczenia prezydenta Mościckiego, drugim urzędnik z polskiego MSZ. Według Biddle’a najważniejsze punkty polskiego planu na wypadek wojny z Niemcami prezentowały się następująco:

  1. utrzymać własne siły zbrojne w całości
  2. odsunąć w czasie zdobycie Warszawy i/lub „trójkąta przemysłowego”
  3. wycofać własne siły główne na linię rzek Narew, Bug, Wisła i San, prowadząc jednocześnie akcje opóźniające
  4. spowalniać dalsze działania wroga 1) aż do nastania deszczowej aury 2) aż nacisk zachodnich aliantów odciąży front polski

Kawałek dalej Biddle uzupełnia te informacje, pisząc, że straty terenowe, łącznie z zajęciem przez Niemców stolicy, uznawane były za dopuszczalne, jako że uzupełnienie ubytków w ludziach i sprzęcie powstałych we wstępnym okresie walk może okazać się niemożliwe, podczas gdy opanowane przez wroga terytoria zawsze można odbić w późniejszym czasie.

Co ciekawe, Biddle wraca do kwestii wspomnianego planu w zapisie z 15 września 1939 roku. Jego zdaniem polskie założenia strategiczne miały szansę realizacji tylko w razie wystąpienia znacznych opadów spowalniających ruchy wojsk niemieckich. A takich, jak wiemy, zabrakło we wrześniu 1939 roku.

Anthony Biddle z żoną na trybunach, lata 1915–1920 (fot. Bain News Service, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID: ggbain.21611, domena publiczna)

„Ułomności państwa w większości rolniczego”

Kolejną z licznych i różnorodnych kwestii poruszanych w raporcie, a mających związek z kampanią polską 1939 roku, jest kwestia materiałowego przygotowania Polski do prowadzenia działań wojennych.

Według fragmentu raportu Biddle’a odnoszącego się do kwietnia 1939 roku, Polska w połowie lat trzydziestych miała do wyboru dwie drogi zapewnienia swej armii odpowiedniego zaopatrzenia na wypadek wojny. Pierwszą z nich było stworzenie krajowego zaplecza produkcyjnego, drugą przeznaczenie środków wykorzystanych na jego budowę na znaczne zakupy zagraniczne. Polska była zbyt uboga na realizację obu wariantów na raz, trzeba było więc dokonać trudnego i brzemiennego w skutki wyboru.

„Czas dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym”, r. 92, nr 244 (4 września 1939), s. 2

Rząd RP, opierając się na fakcie podpisania w 1934 roku polsko-niemieckiego „porozumienia o nieagresji” mającego obowiązywać 10 lat, założył, że przez ten czas zdąży zbudować niezbędne fabryki zbrojeniowe, które zapewnią wojsku zaopatrzenie w broń, amunicję i pojazdy. Niestety, już po kilku latach stało się jasne, że wspomniane porozumienie straci na znaczeniu znacznie szybciej niż zakładano.

W opinii ambasadora postawiło to Polskę w niezwykle trudnej sytuacji. Budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego była już tak zaawansowana, że porzucenie tego przedsięwzięcia byłoby nieopłacalne, co jednak uniemożliwiło przerzucenie posiadanych skromnych środków finansowych na zakupy zagraniczne. Wybuch wojny pod koniec lat 30. skazywał więc Polskę na obronę za pomocą armii pozbawionej zaopatrzenia z krajowych źródeł i bez pieniędzy na uzupełnianie niedoborów drogą zakupów, co doprowadziło zresztą do ubiegania się rządu polskiego o zagraniczne pożyczki.

Przekazanie wojsku baterii haubic wz. 1914/19 kal. 100 mm wykonanych bezpłatnie jako dar pracowników Zakładów Południowych (huty) w Stalowej Woli, maj 1939 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/7/3035/2, domena publiczna)

Podejmując w końcowej części swego raportu próbę opisania przyczyn polskiej klęski, ambasador zdobył się na dość ciekawą uwagę dotyczącą porównania polskich możliwości ekonomicznych z niemieckimi. W jego ocenie w tej kampanii starły się ze sobą dwa różne państwa, jedno w większości rolnicze, a drugie silnie zindustrializowane.

„Polscy oficjele nie upadali na duchu”

Jednym z najciekawszych fragmentów raportu jest opis rozmowy z 10 sierpnia, kiedy to doszło do spotkania ambasadora Biddle’a i ministra poczt USA Jamesa Farleya z marszałkiem Śmigłym-Rydzem i innymi polskimi oficerami. Na pytanie Farleya dotyczące polskiego przygotowania do wojny marszałek miał odpowiedzieć:

Polska poważnie potrzebuje dodatkowego wyposażenia zarówno dla lotnictwa, jak i sił lądowych. W rzeczy samej, Polska bardziej potrzebuje w obecnej chwili sprzętu niż pieniędzy, jako że potencjalny wybuch wojny będzie oznaczał natychmiastowe odcięcie komunikacji między polską a Zachodem przez Bałtyk, skutkując opóźnieniem lub też uniemożliwieniem w znacznym stopniu odbioru przez Polskę jakichkolwiek surowców czy wyposażenia.

Podsumowując rozmowę, marszałek stwierdził jednak, że mimo przewidywanej bezprecedensowej agresywności napaści indywidualna odwaga i upór polskiego żołnierza umożliwią w końcu rekonsolidację sił polskich w warunkach wyglądających uprzednio na chaotyczne.

„Nowy Dziennik”, r. 22, nr 220 (12 sierpnia 1939), s. 6

Wspomnienia tamtej rozmowy odezwały się echem w umyśle Biddle’a podczas rozmowy z polskimi ministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem, która miała miejsce 13 września 1939 roku w Krzemieńcu. Jego rozmówca miał stwierdzić wtedy wprost, że niemieckie siły lądowe i powietrzne zniszczyły wszystkie polskie linie produkcji uzbrojenia. W jego ocenie nastał najbardziej dramatyczny moment dla Polski, decydujący być może o jej życiu lub śmierci.

16 września Beck miał poinformować ambasadora, że polskim żołnierzom brakuje już amunicji. Biddle oceniał wtedy, że w najbardziej sprzyjających warunkach Polska wytrzyma nie dłużej niż trzy tygodnie. 17 września granice II Rzeczpospolitej przekroczyli jednak Sowieci, zadając jej, zdaniem ambasadora, „cios łaski”.

Wizyta Anthony’ego Biddle’a na polskim stanowisku artyleryjskim w czasie II wojny światowej. Ambasador ściska dłoń Janowi Grzybale – żołnierzowi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (fot. z archiwum Jacka Grzybały, CC BY-SA 4.0)

Znaczenie raportu

Raport Biddle’a jest zbyt obszerny, by choćby pobieżnie omówić w przeciągu jednego artykułu wszystkie wątki w nim poruszone. Znajdują się w nim wzmianki o polskich karabinach przeciwpancernych, budowie miast odpornych na bombardowania czy w końcu szeroki opis starań ambasadora w kwestii ewakuacji amerykańskiego personelu dyplomatycznego z Polski. Istne mydło i powidło, dobrze odzwierciedlające jednak złożoność zagadnień, z jakimi musiał mierzyć się autor w 1939 roku.

Raport ten można, rzecz jasna, analizować w oderwaniu od innych źródeł odnoszących się do tej jakże trudnej i brzemiennej w skutki epoki, jednak dopiero w zestawieniu z innymi relacjami i dokumentami można wydobyć z niego to, co najlepsze. To cegiełka, a nie samotnie stojący budynek. Pomaga ona jednak zrozumieć, jakimi torami przebiegały polskie przygotowania do wojny, jak również to, dlaczego kampania polska skończyła się tak, a nie inaczej.

Bibliografia

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!