W lipcu 1651 roku pod Krakowem dokonano okrutnej egzekucji. Na palu zginął Aleksander Kostka-Napierski, przywódca ludowego powstania na Podhalu. Jak ocenić dziś jego czyny? Walczył w obronie uciskanych chłopów czy spiskował z wrogami Rzeczpospolitej?

Konie ruszyły: wyprężone sznury pociągnęły za nogi […]. Ciało jego sunęło się przez mgnienie oka po ziemi i trafiło na zadzierżyste ostrze. Wówczas ostrze poczęło się w nim pogrążać i jęło się dziać coś strasznego, coś przeciwnego naturze i człowieczym uczuciom! Kości nieszczęśnika rozstępowały się, ciało darło się na dwie strony; ból niewypowiedziany, tak straszny, że graniczący niemal z potworną rozkoszą, przeniknął jego jestestwo.

Pal pogrążał się głębiej i głębiej. […] [wreszcie] podniesiono pal, grubszy jego koniec spuszczono w umyślnie przygotowany dół i poczęto obsypywać go ziemią. […] patrzył już z wysoka na tę czynność. Był przytomny. Straszliwy ten rodzaj kary był tym straszniejszy, że ofiary nawleczone na pal żyły czasem przez trzy dni. […] wiedział, że jest na palu, że ciężarem ciała obsuwa się coraz głębiej na ostrze; zresztą począł drętwieć od nóg i stawał się coraz nieczulszy na ból.

Tak wygląda literacki opis wbijania na pal pióra Henryka Sienkiewicza. Podobnie mół też wyglądać koniec krótkiej działalności antypaństwowej Aleksandra Kostki-Napierskiego w lipcu 1651 roku.

Skazaniec wbity na pal, ilustracja z dzieła Justusa Lipsiusa „De Cruce. Ad sacram profanamque historiam utiles”, ok. 1593)

Nie wiadomo, kiedy i gdzie się urodził, ani nawet jak naprawdę nazywał się nieszczęśnik, który został wówczas nanizany na zaostrzony pal. Przypuszczalnie pochodził z Prus, gdzie mógł urodzić się ok. 1620 roku w należącej do drobnej szlachty rodzinie Napierskich pieczętującej się herbem Dąbrowa. Czasem przyznawał się do pochodzenia z możnej rodziny Kostków ze Sztemberku tego samego herbu. W trakcie swojego krótkiego żywota używał różnych nazwisk – m.in. Aleksander Leon Kostka Napierski, Aleksander Leon ze Sztemberku Napierski, a tuż przed swoim smutnym końcem stwierdził, że nazywa się Wojciech Stanisław Bzowski.

W 1645 roku pojawił się w dokumentach jako oficer w służbie szwedzkiej w trakcie wojny trzydziestoletniej. Przypuszczalnie rok później wrócił do Polski, gdyż Władysław IV wezwał rodzimych wojskowych do powrotu z zagranicznej służby, aby szykowali się do wojny z Turcją. Jako obyty w świecie i znający języki obce – łacinę i niemiecki – Kostka-Napierski wyjechał do Szwecji, gdzie na zlecenie króla miał czynić zaciągi na służbę wojskową, ale śmierć monarchy w 1648 roku zniweczyła całe przedsięwzięcie, niefortunny emisariusz został zapewne na lodzie.

Nie wiadomo, co czynił później. Być może najęli go Szwedzi, przypuszcza się jednak, że mógł porozumieć się co do współpracy z hetmanem Bohdanem Chmielnickim i księciem Siedmiogrodu Jerzym II Rakoczym, którzy wiosną 1651 roku planowali wspólne uderzenie przeciwko królowi Janowi Kazimierzowi. Wiosną 1651 rok Kostka-Napierski wrócił do ojczyzny i przybył na Podhale. Był to teren odległy od terenu walk na Ukrainie, ale położony niedaleko Krakowa, zamieszkały przez dość niepokornych mieszkańców i graniczący z księstwem Rakoczego.

Fałszerstwa, kłamstwa i podżeganie do buntu

Kostka-Napierski mógł po prostu zasięgnąć języka w lokalnych karczmach, ale być może został skierowany do osób, które mogły go wspomóc, gdyż pojechał najpierw do Pcimia, gdzie spotkał się z nauczycielem w tamtejszej szkole Marcinem Radockim. Starszy już mężczyzna był niegdyś duchownym, a w swojej miejscowości cieszył się dużym zaufaniem chłopów, których często bronił przed szlachtą. Nie wszyscy jednak doceniali jego starania – wg pamiętnikarza z epoki Stanisława Oświęcimia Radocki był „wierutnym łotrem i ordynaryjnym przeciwko każdemu kasztelanowi krakowskiemu, panu swemu, buntownikiem”. W każdym razie zaczął on pomagać Kostce-Napierskiemu: podrobił mu pisma królewskie, do których przyczepił oryginalne pieczęcie z innych dokumentów.

Tak wyposażony agent udał się do stolicy Podhala – Nowego Targu – gdzie pojawił się u podstarościego Wiktoryna Zdanowskiego i przedstawił się jako pułkownik wojsk królewskich. Okazał mu fałszywy monarszy list i zapowiedział, że będzie werbował wojska do armii królewskiej. Korzystając z jego gościny Kostka-Napierski objeżdżał przez parę tygodni okolicę, podburzając okolicznych włościan. Uratował paru zbójników przed szubienicą, obiecywał chłopom m.in. likwidację pańszczyzny i możliwość plądrowania posiadłości szlacheckich, jak czynili to Kozacy w trakcie powstania Chmielnickiego.

Władysław Skoczylas „Pochód zbójników”, drzeworyt z 1920 r. (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, nr inw. Gr.W.5089/2 MNW)

Dla swojej sprawy pozyskał m.in. Stanisława Łętowskiego z Czarnego Dunajca zwanego Marszałkiem, któremu Zdanowski pomógł kiedyś wyjść z aresztu. Był to poważany przez okolicznych buntowniczy i hardy kmieć, który toczył ostre spory ze starostą – najpierw sądowo, a potem po zbójecku, prowadząc napady na dobra lokalnego dostojnika, a przy okazji także na okoliczne miejscowości, co w zasadzie było włościańskim buntem. Jak zapisał Stanisław Oświęcim w swoim diariuszu, chłopstwo w tych trudnych terenach rolniczych było „do buntu z natury swej zawsze skłonne”. W takich warunkach do wybuchu potrzebna była tylko iskra.

Powstanie na Podhalu

I właśnie taką iskrę próbował skrzesać Kostka-Napierski, który przeszedł od słów do czynów rankiem w środę 14 czerwca 1651 roku, gdy zajął nadgraniczny zamek w Czorsztynie. Miał ze sobą garstkę buntowników, nie więcej niż 30–40 osób, ale też i zamek był prawie pusty – bronił go jedynie dzierżawca i jeden hajduk. Urzędujący tam na co dzień starosta nierozważnie zabrał wcześniej załogę z nadgranicznej warowni i wraz z miejscowym pospolitym ruszeniem udał się na wojnę z Kozakami. Kostka-Napierski posłużył się podstępem, pokazując sfałszowany dokument królewski nakazujący oddanie zamku pod jego komendę.

Zamek był dostępny tylko z jednej strony, co ułatwiało jego obronę, a dodatkowo leżał kilkaset metrów od granicy węgierskiej, co pozwala z kolei domniemywać, że buntownicy liczyli na pomoc wojsk księcia Rakoczego. Kostka-Napierski rozesłał listy do swoich głównych pomagierów – Radockiego i Łętowskiego – aby zgromadzili chłopów i przybyli do Czorsztyna.

Ruiny zamku w Czorsztynie w poł. XIX w. Grafika z przewodnika „Okolice Galicyi” Macieja Bogusza Stęczyńskiego (autor tekstu i rysunków), Lwów 1847 r. (ze zbiorów British Library)

Zadowolony z pierwszego sukcesu, przywódca rebelii dość bezczelnie wysłał nawet list do biskupa krakowskiego Piotra Gembickiego. Napisał, że zajął zamek z polecenia króla w celu wzmocnienia obrony pogranicza i poprosił o przysłanie mu w tym celu dział, prochu oraz kul. Biskup, sprawujący w imieniu króla dowództwo nad wojskiem w czasie gdy świeccy przebywali na wyprawie wojennej, nie był jednak pierwszym naiwnym. Tym bardziej, że otrzymywał od paru tygodni informacje o działalności nadawcy oraz o głoszonych przez niego hasłach, które wywoływały ferment społeczny.

Biskup Piotr Gembicki na grafice autorstwa Jeremiasza Falcka, ok. 1650 r.

Zamiast zaopatrzenia dla buntowników, biskup wysłał więc do Czorsztyna chorągiew dragonów starosty dobczyckiego, którzy zażądali wydania zamku. Rebelianci odmówili, a próba zdobycia ich warowni zakończyła się porażką. Wojsko odstąpiło od próby oblężenia, gdy pojawiły się pogłoski o bandach chłopskich kręcących się w pobliżu. Kostka-Napierski miał chwilę swojego triumfu, napisał nawet na tę okoliczność wiersz pod mało skromnym tytułem „Oblężenie gniazda lwiego”.

Jeśli jednak liczył na kolejne grupy chłopskie, to mocno się zawiódł. Górale przezornie wyczekiwali na rozwój sytuacji, niektórzy wręcz zachodzili na miejscowe plebanie i do dworów z zapytaniem, co robić. Dowiadywali się z odczytywanych im pism biskupa, że zwołujący ich oficer to zwykły łotr i zdrajca, a nie wysłannik króla. We wtorek 20 czerwca do zamku dotarły pierwsze i jedyne posiłki – Łętowski z kilkunastoma uzbrojonymi chłopami. Radocki nikogo nie przysłał, a przez posłańca upomniał się o uniwersał do włościan, w którym ogłoszona miała być walka z pańszczyzną.

W czwartek 22 czerwca Kostka-Napierski przygotował dokument, w którym wzywał chłopów do walki: „Sami się chciejcie z tej ciężkiej niewoli wybić, kiedy czas macie. Mają i oni was wniwecz obracać do ostatka, lepiej, że ich wy sami obrócicie […]. Na św. Jan pójdziem pod Kraków […] O Boga i krzywdę ludzką […] wojować będziemy”. Jednak zanim w dniu św. Jana (czyli 24 czerwca) zaszło słońce, było już po buncie.

Upadek powstania

22 czerwca pod zamkiem znowu zjawiło się wojsko, tym razem w sile ok. tysiąca ludzi z sześcioma działami. Obrońców było ledwie pięćdziesięciu pięciu. Trzeba przyznać, że walczyli dzielnie. Gdy zabrakło im amunicji, przetapiali ołów wyjmowany z okien i zrzucali na atakujących płyty wyjmowane z posadzek. Odparli pierwszy atak, ale ich przywódca został lekko ranny.

Oblegający działali jednak profesjonalnie. Zajęli dolną część zamku i odcięli obrońców od wody. Przekonali też obrońców o beznadziejności ich położenia i obiecali im, że będą mogli odejść wolno, jeśli poddadzą zamek. Widząc swoje marne szanse i brak spodziewanej pomocy chłopów czy oddziałów węgierskich, buntownicy skapitulowali.

Nie wiadomo, czy amnestia miała dotyczyć też przywódców buntu i złamano w stosunku do nich obietnicę, czy też zostali oni wydani przez własnych ludzi. Podczas, gdy szeregowi rebelianci udali się do swoich domów, Łętowski i Napierski zostali aresztowani. Na wieść o upadku zamku, trzeci z ważnych spiskowców – Radocki – przezornie zbiegł. W poniedziałek 27 czerwca – trzy dni po zapowiedzianej przez siebie dacie – przywódcy buntu znaleźli się w Krakowie.

Ruiny zamku w Czorsztynie, stan współczesny (2019 r.) (fot. Piotr Łotocki, CC BY-SA 4.0)

Napierski i Łętowski trafili na Wawel, jednak nie do apartamentów, lecz do baszt, gdzie osadzano aresztantów. Wkrótce potem dołączył do nich Radocki, którego w międzyczasie również ujęto.

Bezlitosna sprawiedliwość

Wszystkim trzem postawiono ciężkie zarzuty: podburzanie chłopstwa, spiskowanie z wrogami kraju, zajęcie zbrojne zamku, nadużycie rzekomo posiadanych prerogatyw królewskich i sfałszowanie królewskiego uniwersału dla pozyskania górali. Sąd z uwagi na wagę zarzutów zezwolił na tortury całej trójki, w tym nawet Kostki-Napierskiego, który jako szlachcic nie podległ tej formie przesłuchania.

Aleksander Kostka-Napierski w stroju typu szwedzkiego, ilustracja do „Buntu Napierskiego”, 1905 r. Jana Kasprowicza (rys. Stanisław Dębicki; ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. 3.104.564 A)

Wzięty na męki przywódca buntu nie wydał nikogo, a nawet nie chciał zdradzić, jak naprawdę się nazywa, choć twierdził, że był nieślubnym synem króla Władysława IV. Opowiedział o swoich kontaktach z Chmielnickim i Rakoczym, którego wojska miały przez Podhale zaatakować Kraków. Przyznał, że kazał palić dwory i kościoły i liczył na to, że jego chłopska armia będzie liczyć przynajmniej 30 tys. ludzi. Oczywiście, otwarte pozostaje pytaniem, na ile była to prawda, a na ile efekt zastosowanej metody przesłuchania. Do śledczych w Krakowie dotarły jednak informacje z Wielkopolski, gdzie złapano innego podżegacza do buntu, który w zeznaniach wymienił Kostkę-Napierskiego i wspomniał, że miał on otrzymać od Chmielnickiego 3 tys. zł na działania na Podhalu.

Sąd szybko wydał wyrok skazujący Napierskiego jako prowodyra na wbicie na pal, Łętowskiego – „jako najprzedniejszego buntownika i rozbójnika w tym kraju” – na ścięcie i poćwiartowanie, a Radockiego – na samo ścięcie. Choć rozpoczęto przygotowania do egzekucji, wstrzymywano się z ogłoszeniem werdyktu do czasu zatwierdzenia go przez króla, który w tym czasie wracał już z wyprawy wojennej. Być może nie chciano oddawać katu rzekomego syna jego brata, choćby z nieprawego łoża. Monarcha jednak nakazał bezwzględnie wykonać wyrok.

Król mógł być poirytowany buntem, choć dotarły do niego niewątpliwie przesadzone wieści o rozmiarach i zasięgu powstania, w którym wzięła udział jedynie grupa niecałych sześćdziesięciu chłopów i zbójników. Niemniej jednak w przeddzień walnej rozprawy z wrogiem zebrana w obozie wojennym małopolska szlachta mogła bardziej niepokoić się bezpieczeństwem swoich bliskich oraz dóbr. Aby zapewnić bezpieczeństwo na swoim zapleczu, król wysłał na Podhale oddział 2 tys. żołnierzy. Gdy 28 czerwca rozpoczęła się trzydniowa bitwa pod Beresteczkiem, wojska polskie przystąpiły do niej osłabione.

Pal i katowski miecz

Przygotowania do egzekucji nie były łatwe, gdyż wielu cieśli nie przejawiało entuzjazmu do pracy. Szafot jednak postawiono, częściowo dzięki groźbom, a częściowo pieniądzom i napitkom. Skazańców stracono już w dniu zatwierdzenia wyroków przez króla – we wtorek 18 lipca 1651 roku przed południem. Wykonanie wyroku zabezpieczało aż jedenaście chorągwi wojska – obawiano się spontanicznej kontrakcji widzów lub nawet ataku górali.

Ostatecznie do żadnych zamieszek nie doszło, a tłumy zadowoliły się krwawym widowiskiem. Odbyło się ono na południowym brzegu Wisły, na górujących nad miastem Krzemionkach Podgórskich (w skrócie zwanych Krzemionkami, obecnie w pobliżu centrum Starego Podgórza), gdzie na wzgórzu Lasoty znajdowało się miejsce kaźni zwane „na zbóju”. Skazańcy zachowywali się godnie, choć Kostka-Napierski ewidentnie wzdrygnął się na widok zastruganego sosnowego pala. Ale chyba nawet on nie przeczuwał, że jak bardzo będzie cierpiał.

Zapewne na początku wykonano wyroki na Radockim i Łętowskim. Temu pierwszemu kat ściął głowę i zatknął ją ku przestrodze na pice. Łętowskiego też potraktowano w miarę humanitarnie – zanim został poćwiartowany, odcięto mu głowę. Poodcinane szczątki i głowa pozostały – zgodnie z wyrokiem – na szafocie.

Kościół św. Benedykta na Wzgórzu Lasoty w Krakowie (fot. Jerzy Opioła, CC BY-SA 4.0)

Kostka-Napierski najprawdopodobniej nie doświadczył łaski szybkiej śmierci, gdyż prowadzący egzekucję kat Szymon nie miał doświadczenia w nabijaniu na pal. W związku z tym skazany – jak zapisał ówczesny historyk Wawrzyniec Rudawski – „z powodu niezręczności kata dziesięciu nawrotami na ostry pal był wbijany. Kazimierski radny Marcin Goliński wspominał wręcz, że kat aż „kilkadziesiąt razy weń uderzał, zanim pal przeszedł przezeń.

Być może nieświadom tego współczesny wydarzeniom poeta Wespazjan Kochowski uwiecznił to wydarzenie w dowcipnym dwuwierszu:

Nie wiem, co to za nowy kucharz się pojawił,
Miasto pieczeni, Kostkę nam na rożen wyprawił.

Aleksander Kostka-Napierski – dywersant Chmielnickiego?

Trupy – ku przestrodze – pozostały na Krzemionkach przez kilka dni. Potem szczątki buntowników zabrano. Radockiego jako byłego duchownego złożono w kościele św. Katarzyny na Kazimierzu, Kostkę-Napierskiego i Łętowskiego pochowano przypuszczalnie poza murami Krakowa na cmentarzu dla skazańców przy nieistniejącym już kościele św. Gertrudy u wylotu ul. Siennej.

Jan Kazimierz pod Beresteczkiem. Płaskorzeźba z nagrobka serca władcy w kościele Saint-Germain-des-Prés w Paryżu (fot. Maciej Szczepańczyk, CC BY 3.0)

Nie ma żadnych jednoznacznych dowodów na zdradę ojczyzny na rzecz obcych państw przez Kostkę-Napierskiego poza wyrokiem sądowym opartym na zeznaniach pochodzących z tortur. Jednak zbieżność w czasie wybuchu powstania na Podhalu i walnej rozprawy z Chmielnickim oraz omawiane wcześniej niecne plany wobec Rzeczypospolitej snute przez hetmana kozackiego i siedmiogrodzkiego księcia są bardzo mocnymi poszlakami świadczącymi o tym, że sąd nie pomylił się w ocenie intencji głównego oskarżonego. Z taką argumentacją zgodzili się m.in. historycy prof. Paweł Wieczorkiewicz oraz prof. Janusz Tazbir, aczkolwiek nie wszyscy badacze dziejów podzielają ich pogląd.

Bibliografia

Mateusz Drożdż
Mateusz Drożdż – ekonomista z wykształcenia, urzędnik samorządowy z zawodu, radny jednej z krakowskich dzielnic. Autor dwóch książek, współautor czterech innych, a także sześciu artykułów naukowych oraz kilkuset publikacji prasowych o tematyce historycznej. Współpracował m.in. z „Gazetą Krakowską”, „Dziennikiem Polskim”, miesięcznikiem społeczno-kulturalnym „Kraków”, miesięcznikiem „Nasza Historia” oraz z portalem „Ciekawostki Historyczne”. W opisywane przez siebie podróże w czasie najchętniej udaje się w burzliwe dzieje XX wieku, towarzysząc lotnikom, a także przyglądając się życiu Krakowa i jego mieszkańców w trakcie różnych stuleci.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!