Z rozwojem europejskiego osadnictwa w obu Amerykach nierozerwalnie związane było niewolnictwo. Pisało o nim wielu naocznych świadków, do których należeli również polscy podróżnicy. Jakie było ich zdanie na ten temat? Jak wypadało według nich porównanie losu niewolników z sytuacją polskich chłopów?

Na przełomie XV i XVI wieku kolonie Hiszpanii i Portugalii w Ameryce zaczęły stopniowo zastępować zdziesiątkowanych już Indian Afrykańczykami sprowadzanymi w coraz większej liczbie do prac przymusowych na plantacjach, w kopalniach i przy różnego rodzaju budowach publicznych. Był to początek trwającego kilka stuleci transatlantyckiego handlu niewolnikami.

Od XVII wieku w tym zjawisku zaczęły brać udział posiadłości innych mocarstw europejskich, m.in. Wielkiej Brytanii i Francji. Niewolnictwo w Nowym Świecie trwało również w tych krajach, które z biegiem czasu uzyskały niepodległość.

Plantacja bawełny w pobliżu rzeki Missisipi, 1884 r. (ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, ID pga.00675)

Przynajmniej od okresu oświecenia, m.in. dzięki koncepcjom głoszonym przez ówczesnych filozofów i myślicieli, wśród Europejczyków widoczne było coraz powszechniejsze potępienie niewolnictwa i handlu ludźmi, mimo że wielu z nich nadal miało rasistowskie poglądy.

Julian Ursyn Niemcewicz w 1796 r., portret autorstwa Giovanniego Battisty Lampiego (ze zbiorów Państwowego Muzeum Rosyjskiego w Petersburgu)

Amerykańscy niewolnicy i polscy chłopi

Na temat domniemanych powodów sprowadzania niewolników do Ameryki Północnej pisał w swym dzienniku Julian Ursyn Niemcewicz (1758–1841) – podróżnik, literat, poseł na Sejm Czteroletni, a także adiutant i sekretarz przywódcy insurekcji kościuszkowskiej (1794). W Stanach Zjednoczonych przebywał w latach 1797–1799 i 1804–1807.

Prawdziwą przyczyną, jak mi się wydaje, obecności i potrzeby Murzynów w Stanach Zjednoczonych jest zbyt duży obszar prywatnych posiadłości oraz zbyt mała ilość białych w stosunku do wielkości kraju. Właściciele, nie mogąc ani sami uprawiać ziemi, ani znaleźć białych rolników, aby im ją wydzierżawić, muszą utrzymywać wielką ilość Murzynów.

To chciwość kupców z Liverpoolu zaludniła przed rewolucją [amerykańską] ten kraj czarnymi i mimo wszystkich upomnień ówczesnych zgromadzeń rozwija wciąż ten haniebny handel. Uprawa tytoniu i bawełny jest jeszcze jednym z powodów, dlaczego stany południowe utrzymują niewolników, podczas gdy wschodnie, gdzie własność jest bardziej rozdrobniona i gdzie nie uprawia się tych produktów, nie mają ich.

Co ciekawe, Niemcewicz w czerwcu 1798 roku przez dwa tygodnie gościł u byłego prezydenta USA George’a Washingtona (1732–1799) w jego posiadłości Mount Vernon w stanie Wirginia, gdzie miał okazję przyjrzeć się sytuacji zniewolonych Afrykańczyków.

Wstąpiliśmy do jednej z murzyńskich lepianek, bo nie można nazwać ich domami. Są one nędzniejsze od najnędzniejszych chat naszych chłopów. Mąż i żona śpią na marnych wyrkach, dzieci na ziemi, mają kiepskie palenisko i trochę naczyń kuchennych, ale wśród tej całej nędzy są filiżanki i czajnik do herbaty. […] Opodal w maleńkim ogródku warzywnym było 5 czy 6 kur, z których każda prowadziła 10 do 15 kurcząt. Jest to jedyna łaska, z jakiej czarni mogą korzystać; nie wolno im chować ani kaczek, ani gęsi, ani świń. Sprzedają drób w Aleksandrii [pobliskiej miejscowości] i kupują za to niezbędne rzeczy.

Otrzymują tygodniowo one peck, to jest garniec kukurydzy, co czyni kwartę na dzień, o połowę mniej dla dzieci, i 20 śledzi miesięcznie dla każdego. W czasie żniw ci, którzy pracują w polu, dostają solone mięso, nadto jedną kurtkę i jedne spodnie z grubej wełny robocze. Nie licząc kobiet i dzieci, generał ma 300 Murzynów, z których duża część należy do pani Washington [w chwili śmierci byłego prezydenta na terenie jego posiadłości znajdowało się 317 niewolników obojga płci]. P. Anderson [zarządca majątku] mówi, że tylko stu z nich wychodzi w pole. Pracują cały tydzień, nie mając ani jednego dnia wolnego, z wyjątkiem świąt. Z tego widać, że położenie naszych chłopów jest nieskończenie lepsze.

Na służących wybiera się zwykle Mulatów. Według praw obowiązujących w Wirginii, dziecko podziela zawsze los matki: synowie lub córki Mulatek i białych są niewolnikami, a potomkowie ich córek, choć biali, są wciąż jeszcze niewolnikami. Generał Washington traktuje swych niewolników dużo bardziej po ludzku niż jego współziomkowie z Wirginii. Większość tych panów daje swym czarnym tylko chleb, wodę i chłostę.

George Washington w swojej posiadłości Mount Vernon. Obraz Juniusa Brutusa Stearnsa na grafice Auguste’a Jacques’a Régniera (ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, ID pga.02419)

Przy porównaniach czynionych przez Niemcewicza warto zauważyć, że sytuacja polskich chłopów w tamtym okresie, czyli jeszcze przed zniesieniem pańszczyzny i uwłaszczeniem, była na ogół bardzo ciężka. Polak odnotował ponadto poglądy niektórych białych Amerykanów, że jeśli nie bije się niewolników, to mało wydajnie pracują. Mimo tego wszystkiego, zdaniem podróżnika, Afrykańczycy mieli być często weseli, a także skłonni do gier i zabaw w swoim wolnym czasie. Mieli też bardzo dobrze mówić po angielsku.

Trochę inne poglądy na kwestię niewolnictwa w Ameryce miał poeta Tomasz Kajetan Węgierski (1756–1787), który przebywał tam w 1783 roku. Choć na Antylach ze smutkiem obserwował los Afrykańczyków, w swej korespondencji z tamtego okresu twierdził, że pod rozsądnym panowaniem mają oni lepsze warunki od polskich, rosyjskich czy węgierskich chłopów, ponieważ nie muszą martwić się o pożywienie, ubranie i nie płacą podatków. Ponadto sama instytucja niewolnictwa wydawała mu się naturalna i usprawiedliwiona.

Niewolnicy tańczący na plantacji w Karolinie Południowej, akwarela z końca XVIII w. przypisywana Johnowi Rose’owi (ze zbiorów Abby Aldrich Rockefeller Folk Art Museum, nr 1935.301.3, domena publiczna)

Niezrealizowany testament

Pewnej grupie Afrykańczyków w Stanach Zjednoczonych próbował pomóc Tadeusz Kościuszko (1746–1817), którego żadnemu Polakowi przedstawiać nie trzeba. Przebywał on w Ameryce Północnej po raz pierwszy w latach 1776–1784, kiedy to wziął udział po stronie zbuntowanych brytyjskich kolonii w ich walce o niepodległość, a następnie w latach 1797–1798 (przypłynął wówczas razem z Niemcewiczem). W Nowym Świecie Kościuszko zaprzyjaźnił się m.in. z Thomasem Jeffersonem (1743–1826).

Grupa kobiet, mężczyzn i dzieci zabieranych na targ niewolników, grafika z ok. 1880 r. (Wellcome Collection, CC BY 4.0)

W okresie drugiego pobytu polsko-amerykańskiego bohatera narodowego w Ameryce władze USA podarowały mu 500 akrów ziemi w stanie Ohio, które w 1802 roku sprzedał francuskiej emigrantce. Polak uzyskał też wówczas zaległy żołd i odsetki z nim związane, łącznie prawie 19 tysięcy dolarów (co było wówczas sporą kwotą), które ulokował w papierach wartościowych. Niedługo przed ostatecznym opuszczeniem Ameryki, 5 maja 1798 roku w Filadelfii Kościuszko sporządził testament, którego treść brzmiała następująco:

Ja, Tadeusz Kościuszko, będąc właśnie na wyjezdnym z Ameryki, oświadczam przez to i stanowię, iż na wypadek, gdybym nie miał inaczej rozrządzić w testamencie moją własnością w Stanach Zjednoczonych, upoważniam niniejszym mego przyjaciela, Tomasza Jeffersona, ażeby całkowicie jej użył na wykup Murzynów, czy spomiędzy swoich własnych, czy też innych i na obdarzenie ich wolnością w moim imieniu, na udzielanie im nauki rzemiosł lub innej, na wdrażanie ich w obowiązki moralności, co może uczynić z nich dobrych sąsiadów, dobrych ojców lub dobre matki, mężów lub żony – w obowiązki obywatelskie, ucząc ich, aby byli obrońcami swojej wolności, swego kraju i dobrego porządku społecznego, i na ich wychowanie w tym wszystkim, co ich może uszczęśliwić i uczynić pożytecznymi. Mianuję wyż. wspomnianego Tomasza Jeffersona egzekutorem niniejszego zapisu.

Niestety, w 1819 roku Jefferson sądownie zrzekł się roli wykonawcy tego testamentu. Amerykanin nie chciał doprowadzić do konfliktu z plantatorską arystokracją Wirginii, do której sam zresztą się zaliczał – szacuje się, że w ciągu całego swojego życia posiadał ponad 600 niewolników, z których oswobodził tylko kilku. Ostatecznie w 1852 roku amerykański Sąd Najwyższy przyznał cały spadek po Kościuszce jego rodzinie – majątek ten miał już wówczas wynosić 50 tysięcy dolarów.

Poglądy Jeffersona na kwestie rasowe były zresztą dość złożone, a jego działania z nimi związane niejednoznaczne. Mimo iż jako polityk Wirginii (najpierw kolonii, później stanu), a następnie kolejno wiceprezydent i prezydent USA, walczył o zakaz sprowadzania przymusowej siły roboczej z Afryki i o zniesienie niewolnictwa na terenie Stanów Zjednoczonych, uważał, że czarna ludność znajduje się na niższym poziomie intelektualnym od białej. Ponadto Jefferson po śmierci swojej żony Marthy miał prawdopodobnie romans z jej przyrodnią siostrą, swoją niewolnicą, mulatką, Sally Hemings, owocem czego było kilkoro dzieci.

Zniewoleni Afrykańczycy transportowani na statku przez Atlantyk, obraz Johanna Moritza Rugendasa, ok. 1830 r. (obraz ze zbiorów Museo Itaú Cultural w São Paulo)

Tak czy inaczej, pierwsze prawo, które ograniczało udział Stanów Zjednoczonych w transatlantyckim handlu niewolnikami, uchwalono jeszcze za prezydentury Washingtona, w 1794 roku. Nie delegalizowało ono handlu ludźmi wewnątrz kraju i. Zupełny zakaz importu niewolników, który uchwalono w USA dzięki staraniom prezydenta Jeffersona w 1807 roku, wszedł w życie w roku następnym.

Niewolnictwo w Brazylii

Od końca XVIII wieku Wielka Brytania stopniowo ograniczała niewolnictwo i handel ludźmi na terenie swojego imperium. Najważniejszymi ustawami w tej sprawie były Slave Trade Act (1807) i Slavery Abolition Act (1833). Dodatkowo Brytyjczycy rozpoczęli walkę z transportem niewolników przez Atlantyk oraz o zaprzestanie wykorzystywania przymusowej siły roboczej w krajach amerykańskich. W tym właśnie celu w 1808 roku utworzyli Eskadrę Zachodnioafrykańską.

Ilustracja przedstawiająca rozmieszczenie niewolników na czterech pokładach statku, ok. 1822 r. (ze zbiorów Bibliotheek van het Vredespaleis w Amseterdamie, domena publiczna)

Na temat efektów działań Brytyjczyków, a także bardzo złych warunków panujących na statkach transportujących niewolników, pisał – najpierw w swoim dzienniku, a następnie w książce – jeden z najwybitniejszych polskich podróżników w dziejach, geolog Paweł Edmund Strzelecki (1797–1873). W styczniu 1836 roku był w Rio de Janeiro, na terenie niepodległej już Brazylii, którą odwiedził w ramach swej naukowej wyprawy dookoła świata (1834–1843). Wielkopolanin miał wówczas nieprzyjemność zwiedzić zatrzymany przez Brytyjczyków niedaleko wybrzeża statek służący do transportu ludzi przeznaczonych na sprzedaż:

Handel niewolnikami – to piętno, które brudna pogoń za zyskiem wycisnęła na europejskiej cywilizacji – jest jedną z największych okropności, jakie wynikały z naszego zetknięcia się z tubylczymi plemionami. […] Niech ci, którzy w samej zasadzie niewolnictwa nie widzą nic niegodnego prawodawstwa naszego wieku, zastanowią się nad nędzą jednostek, którą niewolnictwo sprowadza, a uczucia grozy, których muszą doznać, powinny wystarczyć do odrzucenia argumentów fałszywej i wyświechtanej logiki. […]

Mimo iż byłem całkowicie przygotowany na widok scen, które z każdym dniem stają się coraz rzadsze, przekonałem się, że rzeczywistość znacznie prześcignęła obraz ludzkiego łotrostwa, jaki odmalowała moja wyobraźnia. Skoro tylko spojrzałem za burtę statku, poczułem jak gdyby więzy, które mnie łączą z cywilizacją, zerwały się. […]

W brygu o pojemności 150 ton między pokładami o odstępie nie większym niż na 3 stopy ciasno stłoczono 300 niewolników obojga płci. Ścisk był taki, że przestrzeń między nogami jednego człowieka zajmował korpus drugiego. Zlani potem, grzęznąc w brudzie, oddychali atmosferą własnych oddechów zmieszanych z najgorszym odorem wydalin. Dziesięć uncji wody [niecałe 300 gramów], stanowiące ich dzienną rację, podrażniało tylko straszliwe pragnienie, które ich trawiło. Tropikalne słońce prażyło swymi promieniami górny pokład, który przygniatał im głowy. Szalone cierpienia w takim stanie rzeczy doprowadziły do zgonu jednej piątej ich liczby. […]

Ich nagie wynędzniałe ciała, pokryte ranami, opowiadały historię doznanych krzywd i katuszy. Odsłaniały okrucieństwa handlarzy niewolników wymowniej, niżby to mogli zrobić swą mową pokrzywdzeni. Ślady „chicote” (rodzaj knuta) na ich grzbietach rzucające się w oczy zbyt jaskrawo pozwalały rozpoznać narzędzie, którym posługiwał się ten chrześcijanin XIX wieku, folgując swej nieobliczalnej pasji. Między tymi ofiarami chciwości i barbarzyństwa Europejczyków, gorszych ludożerców niż ci, których oni zwą ludożercami, znajdowały się brzemienne kobiety. Kilka z nich porodziło dzieci w takich warunkach, między mężczyznami i wśród wszystkich tych udręk i tortur.

Brytyjski okręt HMS Black Joke ostrzeliwuje hiszpański statek niewolniczy, grafika na podstawie obrazu Nicholasa Matthewsa Condy’ego, 1827 r. (ze zbiorów British Musuem, nr 1940,1214.54, CC BY-NC-SA 4.0)

Mimo starań Brytyjczyków handel niewolnikami w Ameryce trwał nadal. W kwietniu 1838 roku, czyli ponad dwa lata po Strzeleckim, Rio de Janeiro odwiedził geolog Ignacy Domeyko zmierzający do Chile, gdzie spędził łącznie kilkadziesiąt lat. W swoich wspomnieniach poczynił następujące obserwacje na omawiany temat:

Jakimże sposobem niegodny ten handel, hańba dzisiejszego wieku, przeciąga się jeszcze pomimo tylu parlamentarskich rozpraw, traktatów i silnej marynarki państw, które się mu sprzeciwiły? Handel ten, kupno i sprzedaż potępione od filozofów, polityków i całej ludności, dotąd się utrzymują na brzegach Brazylii kryjomo, tak jednak, że wszyscy o tym wiedzą. Rząd patrzy przez szpary, pobłaża, a nawet – jak mi mówiono – sam cesarz i jego ministrowie kupują Negrów do utrzymania i uprawy plantacji. […]

Ciekawy jestem, co by na to powiedzieli dzisiejsi cywilizowani ludzie, gdyby zamiast wszelkich teorii i abstrakcji znalazł się jaki rząd energiczny, co by przedsięwziął, a miał ku temu dobrą wolę i pieniądze, ułatwiać jakim godziwym sposobem przesiedlanie czarnych i zaludnianie nimi którejkolwiek z owych pięknych i żyznych części Ameryki, gdzie na niczym nie braknie, tylko na ludności.

Wiemy, że wszelkie usiłowania Europejczyków około poprawy bytu Negrów w ich własnej ojczyźnie bezskuteczne dotąd były; wszystkie tam osady białych i lud posłany na ich utrzymanie wymierają od niewdzięcznego klimatu i gorąca, kiedy tymczasem pomimo całego barbarzyństwa i nikczemności tego ohydnego handlu niewolnikami tysiące liczymy familii czarnych w Ameryce osiadłych, cywilizowanych, chrześcijan, i kto wie, czy ludność Negrów nie zrówna się tu z resztą mieszkańców za jakie może lat pięćdziesiąt?

Niedawno kupieni niewolnicy zmierzający do posiadłości ziemskich swych właścicieli (Brazylia), grafika na podstawie obrazu Johanna Moritza Rugendasa, 1830 r.

Oficjalny zakaz handlu niewolnikami wprowadzono w Brazylii w 1850 roku, samo niewolnictwo zniesiono tam zaś ostatecznie dopiero w 1888 roku – najpóźniej ze wszystkich państw znajdujących się na zachodniej półkuli.

Nielegalne transporty

Reprodukcja ulotki z 1769 roku reklamującej aukcję niewolników w Charleston w Karolinie Południowej (domena publiczna)

Mimo zakazu importu niewolników wprowadzonego przez Amerykanów, a także zatrzymywania statków niewolniczych przez Brytyjczyków, do USA nadal transportowano uprowadzonych Afrykańczyków – na mniejszą skalę, ale w równie koszmarnych warunkach. Na ten temat pisał w swych wspomnieniach poszukiwacz złota Seweryn Korzeliński (1805–1876). Galicjanin, choć sam w Ameryce nigdy nie był, podczas swojego pobytu w Australii (1852–1856), a także powrotu do Europy, zebrał dość szczegółowe informacje związane z handlem i transportem niewolników przez Atlantyk.

Dawniej, według Korzelińskiego, jeśli ścigane statki niewolnicze nie były w stanie uciec przed brytyjskimi okrętami, załogi tych pierwszych jeszcze przed złapaniem pozbywały się wszystkich Afrykańczyków, wyrzucając ich zakutych w kajdany za burtę. Sytuacja miała się zmienić w 1835 roku, kiedy to wszedł w życie poprawiony traktat brytyjsko-hiszpański z 1817 roku dotyczący walki z transatlantyckim handlem niewolnikami. Na jego mocy jednostki brytyjskie mogły odtąd zatrzymywać również puste statki handlarzy ludzkim towarem.

W czasie pracy w jednej z australijskich kopalni polski poszukiwacz złota miał okazję rozmawiać z pewnym holenderskim marynarzem, który z utęsknieniem wspominał czasy służby na statku przewożącym niewolników z Afryki. Jego zdaniem była to bardzo dobrze płatna praca, dodatkowo każdy majtek – tak jak on – mógł po okazyjnej cenie kupić sobie dwóch niewolników, by potem ich sprzedać z dużym zyskiem.

Korzeliński pisał również, że w celu zwiększenia zysku na statki ładowano coraz większą liczbę niewolników. Przez to z przykładowych 800 osób do zakończenia podróży – z powodu głodu, chorób i skandalicznych warunków – dożywało nie więcej niż 600. Jego zdaniem odpowiedzialni za cały ten proceder byli nie tylko biali mieszkańcy Ameryki, ale także ci Afrykańczycy, którzy za pieniądze dostarczali swych pobratymców handlarzom niewolnikami.

Wreszcie, cóż pomogą Anglicy i Francuzi, jeżeli wolni Amerykanie tak są zamiłowani w niewoli cudzej, że im koniecznie do szczęścia potrzebni są Murzyni. Płacąc za nich sumą wynagradzającą kilkakroć wydatki handlarzy, zachęcają tych niegodziwych do szukania sposobów przewożenia niewolników, mimo baczności krążących okrętów. Że w samej Afryce znajdują pomocników w krajowcach, nic dziwnego, bo ludzie półdzicy łatwo dają się uwieść blaskiem mamony.

Nawet królowie różnych nadbrzeżnych krajów łapią i przedają na swój rachunek własnych poddanych, ale jak mogą Amerykanie deptać prawa ludzkości, to pojąć trudno. Widać, niestety, że tak w narodach cywilizowanych jak w półdzikich pieniądz jest dla większej liczby ludzi bożyszczem i może tylko zupełnie dzicy Australii, nie pojmując ponęt cywilizacji, nie mienialiby sumienia za pieniądz. Cóż można mówić o postępie ludzkości w XIX wieku!

Polak był oburzony poglądami poznanego na płynącym do Europy statku białego Amerykanina, który uważał, że kolor skóry Afrykańczyków determinuje ich do służebnej roli, a także, że nie mają oni duszy i właściwie są jak dzikie zwierzęta.

Zniewolone rodziny brutalnie rozdzielane i sprzedawane różnym osobom, prawdopodobnie nigdy więcej już się nie spotkały”, grafika z 1853 r. (domena publiczna)

Ostateczne zniesienie niewolnictwa na całym obszarze Stanów Zjednoczonych miało miejsce po zakończeniu wojny secesyjnej w 1865 roku w wyniku wejścia w życie 13. poprawki do konstytucji. W latach 60. XIX wieku zlikwidowano też nielegalny transatlantycki transport niewolników do ostatnich odbiorców w Ameryce – w Brazylii i na Kubie. Szacuje się, że przez cały okres trwania tego procederu przymusową podróż do Nowego Świata przeżyło przynajmniej ok. 10 milionów Afrykańczyków. Najwięcej z nich, około 3–4 milionów osób, dotarło do Brazylii. Dla porównania, na obszar dzisiejszych Stanów Zjednoczonych przybyło łącznie ponad 400 tysięcy osób.

Bibliografia

Źródła

  • Ignacy Domeyko, Moje podróże (pamiętniki wygnańca), t. 2, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków 1963.
  • Seweryn Korzeliński, Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852 do 1856, t. 2, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954.
  • Tadeusz Kościuszko, Pisma Tadeusza Kościuszki, oprac. Henryk Mościcki, Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1947.
  • Julian Ursyn Niemcewicz, Podróże po Ameryce 17971807, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław–Warszawa 1959.
  • Paweł Edmund Strzelecki, Nowa Południowa Walia, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1958.

Opracowania

  • Mateusz Będkowski, Polacy na krańcach świata: XIX wiek, Wydawnictwo CM, Promohistoria, Warszawa 2018.
  • Tenże, Polscy poszukiwacze złota, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019.
  • Janusz Tazbir, Rzeczpospolita szlachecka wobec wielkich odkryć, Wiedza Powszechna, Warszawa 1973.
  • Liberated Africans, [dostęp: 9 kwietnia 2019], <http://liberatedafricans.org/>.
Mateusz Będkowski
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. W 2011 roku obronił pracę magisterską pt. „Wyprawa Stefana Szolc-Rogozińskiego do Kamerunu w latach 1882–1885”, opublikowaną następnie w „Zielonkowskich Zeszytach Historycznych” (nr 2/2015). Interesuje się losami polskich podróżników i odkrywców na przestrzeni dziejów, szczególnie w XIX wieku. Na ich temat publikował artykuły m.in. w czasopismach „Mówią Wieki” i „African Review. Przegląd Afrykanistyczny”, a także w portalu „Histmag.org”. Część z tych tekstów znalazła się w pięciu ebookach autora z serii „Polacy na krańcach świata” wydanych w latach 2015–2019. Trzy pierwsze z nich ukazały się w formie papierowej w jednym zbiorze pt. „Polacy na krańcach świata: XIX wiek” (Warszawa 2018). Jest także autorem książki pt. „Polscy poszukiwacze złota” (Poznań 2019). Obecnie współpracuje z Muzeum Historii Polski przy tworzeniu wystawy stałej.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!