Po zawarciu małżeństwa każda para musi zmierzyć się z codziennością. Życie długie i szczęśliwe to także konieczność spożywania posiłków, a jakość serwowanych potraw jest ponoć gwarantem stabilności związku. Dzięki Lucynie Ćwierczakiewiczowej każdy ugotuje coś smacznego.

Niezawodne przepisy na szczęście poszukiwane były zawsze – także w latach dwudziestych XX wieku (okładka książki wydanej przez Towarzystwo Handlowe „Marga” w Warszawie, domena publiczna)

W przypadku najważniejszej młodej pary ostatnich tygodni sprawa wydaje się stosunkowo prosta. Brytyjskiej rodzinie królewskiej nie brak wybitnych kucharzy, a plotkarskie portale donoszą, że Henryk (Harry) i Małgorzata (Megan) lubią wspólnie gotować. Wieść gminna niesie, że książę oświadczył się w kuchni, przy niemej obecności nagiego kurczaka przeznaczonego na pożarcie. Tych dwoje należy zatem uznać za ocalonych.

Życie rodzinne autorki tego tekstu ratuje fakt posiadania utalentowanego kulinarnie małżonka, który sam sieje, przesadza i podlewa rośliny, dba o nie pieczołowicie, a następnie przyrządza z nich chrupiące sałatki, pyszne dania warzywne i wszystko, co pozwala żyć w zdrowiu parze niemal jaroszy.

Co jednak miała zrobić panna młoda rzucona w wir małżeńskiego żywota ponad sto lat temu? Obowiązek zmierzania przez żołądek do serca spoczywał wówczas głównie na kobiecie. Dobrze zorganizowane gospodarstwo domowe mogło stać się bądź to przedmiotem jej chluby, bądź to dowodem poniesionej klęski.

Zbawcza umiejętność czytania

Z pomocą spieszyła w takiej sytuacji niezawodna Lucyna Ćwierczakiewiczowa, która za jednym zamachem rozwiązywała dwa problemy: wyboru prezentu dla panny młodej oraz jej potencjalnego braku gotowości do zarządzania domem z chochlą w ręku. Legendarna autorka „365 obiadów za pięć złotych” zaproponowała w 1885 roku zupełnie nową książkę, czyli: „Podarunek ślubny. Kurs gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet”. Podręcznik, który mógł uratować życie rodzinne każdej kobiety posiadającej umiejętność czytania, był odpowiedzią na duże społeczne zapotrzebowanie. Sam Bolesław Prus miał ponoć powiedzieć kiedyś, że:

Do sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność, wolna a nieprzymuszona wola i „365 obiadów za 5 złotych” Ćwierczakiewiczowej.

Pierwsza polska celebrytka kulinarna ochoczo podążyła za tą myślą i przygotowała podręcznik dla panien młodych, niemal na zamówienie wybitnego pisarza, który zresztą przez wiele lat był pozytywnym i wiernym recenzentem jej publikacji.

Nasi wybitni mistrzowie pióra musieli Panią Lucynę traktować poważnie, ponieważ stanowiła dla nich nie lada konkurencję na rynku wydawniczym. Po swojej premierze w 1860 roku „365 obiadów za pięć złotych” na dziesięciolecia stało się kulinarnym niezbędnikiem kolejnych pokoleń świeżo upieczonych żon. Była to także pozycja, która ilością sprzedawanych egzemplarzy biła na głowę dzieła samego Henryka Sienkiewicza. Z danych statystycznych najbardziej może przemówić do wyobraźni fakt, że do roku 1897 książkę Ćwierczakiewiczowej wznowiono siedemnaście razy.

Wycinek ze starej książki: „Tłómacząc jaśniej sposób, w jaki się odżywia ciało nasze, powiemy: 1. Mięso, odżywia czyli karmi krew i nadaje siłę muskularną. 2. Chleb, mączne potrawy i cukier, ogrzewają organizm i dają mu cieplik. 3. Jarzyny i aromaty służą do trawienia. Narkotyki są dodatkiem pożywienia”
Niektóre porady Pani Lucyny brzmią dzisiaj dość kontrowersyjnie („Podarunek ślubny…”, s. 19, domena publiczna)

Od prozy życia po poezję

Perfekcyjna pani domu z drugiej połowy XIX wieku nie poprzestała na sukcesie jednego dzieła. Na przestrzeni kilku dziesięcioleci napisała całą serię kolejnych książek i artykułów, które zapewniły autorce popularność znacznie trwalszą niż sukcesy pań znanych dziś z telewizyjnego ekranu. Dowodem może być chociażby współpraca z kultowym czasopismem dla kobiet „Bluszcz”, w którym Ćwierczakiewiczowa na blisko trzy dekady objęła we władanie dział gospodarski i dodatek mód.

Odcinając kupony od popularności swego kluczowego dzieła, wydawała Pani Lucyna corocznie dwustustronicowy kalendarz dla kobiet, noszący wdzięczną nazwę: „Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów”. Mniej czy bardziej doświadczona pani domu mogła tam znaleźć znacznie więcej niż tylko przepisy kulinarne. Kalendarz dawał podpowiedzi w sprawie harmonogramu prac domowych przypisanych do każdego miesiąca, radził jak hodować dorodne zwierzęta i zachwycające kwiaty, a także jak uprawiać ogródek, dbać o higienę oraz podążać z duchem czasu. Zapoznana z nowinkami technicznymi i zasadami troski o czystość i zdrowie czytelniczka mogła zrelaksować się po ciężkich obowiązkach lekturą kącika literackiego.

Bezcenna straszna baba

Apetyczna „Amada – dobra kucharka” polecała swoje przepisy w roku 1932

Wszechstronna pomoc pani Lucyny uratowała zapewne niejedno małżeństwo, dostarczając kobietom narzędzi służących do zachowania harmonii w rodzinnym stadle, zarządzanym ręką dobrze przeszkolonej gospodyni. Sama Ćwierczakiewiczowa nie była jednak mistrzynią świata w rozsiewaniu wokół siebie ciszy i spokoju. O jej z lekka skandalizującym trybie życia, ciętym języku i smutnym upadku tym razem pomilczę, bo nie wypada dyskredytować kulinarnej wyroczni, którą się właśnie poleciło świeżo upieczonej angielskiej księżnej i innym niedawno poślubionym niewiastom.

Szacowna Lucyna miała później wiele naśladowczyń, a tematy, które ją interesowały, opracowywane były przez kolejne dziesięciolecia przez kobiety, które potrafiły równie sprawnie władać zarówno piórem, jak i wałkiem do ciasta. Żadna z nich jednak nie stała się takim kulinarnym skarbem narodowym, kochanym i nienawidzonym jednocześnie.

Dziś zatem przedstawiam Ćwierczakiewiczową jako nieodzowny podarunek ślubny. Przy kolejnej okazji, zamierzam ukazać ją jako najstraszniejsza kobietę swych czasów, której nieokiełznany język zniszczył wiele karier, łącznie z jej własną.

Bibliografia

  • Baliński Ignacy, Wspomnienia o Warszawie, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s. 142.
  • Czternaste wydanie, „Kurjer Warszawski”, 1886, nr 70b.
  • Ćwierczakiewicz Lucyna, Kalendarz na rok 1896. Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów. Rok 21, Druk K. Kowalewskiego, Warszawa 1895.
  • Taż, Podarunek ślubny. Kurs gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet, Gebethner i Wolff, Warszawa 1885.
  • Franke Jerzy, Lucyna Ćwierczakiewiczowa, „Kwartalnik Historii Prasy Polskiej”, 1992, t. 31, s. 123–132.
  • Tenże, Polska prasa kobieca w latach 1820–1918. W kręgu ofiary i poświęcenia, Wydawnictwo SBP, Warszawa 1999.
  • Prus Bolesław, Kronika tygodniowa, „Kurjer Warszawski”, 1881, nr 277.
Danuta Podolak
Kobieta z książką na głowie... - dosłownie i w przenośni. Zakochana w sztuce słowa. Legenda głosi, że urodziła się z „Trylogią” pod pachą, mikrofonem w ręce i fragmentami „Pana Tadeusza” na ustach. Tyle w tym prawdy, że lubi Sienkiewiczowskie zdania wielokrotnie złożone, pracowała w kilku stacjach radiowych i jednej telewizji oraz z zapałem interpretuje teksty literackie, nagrywając audiobooki. Aktorka, nieistniejącego już, amatorskiego teatru, którego niezapomnianą Panią Profesor była Krystyna Feldman. Prowadziła zajęcia recytatorskie dla uczniów szkoły podstawowej, reżyserowała spektakle dziecięcego teatru i organizowała warsztaty radiowe dla dzieci i młodzieży. Z radością i dumą występuje w barwach „Tytusa”. Realizuje projekt „Historia pisana głosem”. Humanistka z umysłem ścisłym, historię kocha jako wierną towarzyszkę wszelkich nauk filologicznych. Interesuje ją staropolszczyzna, lubi grzebać w wiekowych papierach. Kocha miejsca, w których to, co nowoczesne, spotyka się z tym, co dawne – na przykład biblioteki cyfrowe. Właśnie z tej miłości szpera w gazetach sprzed stu lat i szuka sposobów prababek na zdrowe, mądre i pełne uroku życie.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!