Reksio tłumaczył, jak uczyć się języków obcych, a Bolek i Lolek udowadniali, że dziecięca wyobraźnia nie zna granic. Bohaterowie bajek z okresu PRL-u stali się przyjaciółmi wielu pokoleń Polaków.

Choć filmy animowane nie zawsze są przeznaczone dla dzieci, to przyznać trzeba, że najczęściej kierowane są właśnie do najmłodszych widzów. Podobnie jak współcześnie, również 70 lat temu produkcje tego typu kojarzyły się przede wszystkim z Disneyem. To właśnie wytwórnia z Burbank odpowiadała za powstanie i dystrybucję najpopularniejszych filmów dla dzieci.

Maskotka Kiwaczka (Czeburaszka) – znanej również w Polsce postaci z opowiadań Eduarda Uspienskiego i radzieckich animowanych filmów lalkowych w reżyserii Romana Kaczanowa (fot. Martin Abegglen, CC BY-SA 2.0)

W pierwszych latach po wojnie problem stanowił jednak fakt, że była to firma amerykańska – kapitalistyczna Myszka Miki nie miała wstępu do krajów bloku wschodniego. Państwa pod kuratelą ZSRR musiały stworzyć własnych dziecięcych bohaterów. Oczywiście, wielki brat ze Wschodu chętnie użyczał też postaci wykreowanych u siebie, stąd też w Polsce znano m.in. Krokodyla Gienę, Czeburaszka (Kiwaczka) czy Wilka i Zająca.

Dom Reksia, Filemona, Pyzy…

Zjazd Filmowców w Wiśle w 1949 roku – podczas którego zadekretowano socrealizm w sztuce filmowej – za najważniejszą rolę animacji uznał kształtowanie dziecięcych poglądów. Filmowcy mogli więc albo realizować dziecięce bajki, albo próbować tworzyć niepopularne animacje dla dorosłych.

W nowej rzeczywistości zarówno władza, jak i twórcy patrzyli na siebie z nieufnością. Jeszcze w latach sześćdziesiątych, czyli w okresie wzrastającej popularności telewizji, filmowcy upatrywali w dziecięcej animacji zagrożenie. Uważano bowiem, że taka „bajka” nie może przejawiać żadnych walorów artystycznych. Władza, obawiając się braku rąk do rysowania dziecięcych produkcji, starała się motywować twórców premiami i wysokimi ocenami.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=tlLfm1jtecQ[/youtube]

Zdarzało się, że członkowie Komisji Ocen Artystycznych zawyżali ocenę filmów, by zniechęceni zbyt niską oceną realizatorzy nie rezygnowali z animacji dla najmłodszych. Jeden z kolaudantów odnotował w protokole z posiedzenia Komisji Ocen Artystycznych z 1967 roku:

Sytuacja w twórczości dla dzieci nie jest najlepsza. Często widzę odpływ kadr do innej twórczości i myślę, że przy ocenie filmów dla dzieci trzeba może stosować zachętę w postaci ocen, by zmniejszyć ewentualny odpływ realizatorów.

Za pierwszą polską animację dla dzieci uważa się zrealizowaną w 1947 roku „Za Króla Krakusa”. Jej autor, Zenon Wasilewski, rozpoczął pracę nad nią jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Po zakończeniu konfliktu kontynuował działalność w powstałym w 1946 roku Studiu Filmów Kukiełkowych w Łodzi. Tam Wasilewski najpierw podjął próby z animacją „Ruch to zdrowie”, a następnie wziął na warsztat historię o szewczyku, który zgładził smoka nękającego gród Kraka. Wacław Fedak, jeden z operatorów pracujących wówczas nad tą produkcją, opowiadał:

Stara kamera Ernemann została przystosowana do zdjęć poklatkowych, wykorzystując przyciąganie ziemskie, a mianowicie – na koło zamachowe kamery został nawinięty sznurek, z przywiązanym na samym końcu 2 kg ciężarkiem. Po zwolnieniu specjalnej blokady ciężarek spadał w dół, pociągając sznurek, a ten rozwijając się powodował pełny obrót koła, naświetlając jedną klatkę filmu. Zrobienie następnej klatki wymagało ponownego nawinięcia sznurka na koło. Takim sposobem, klatka po klatce powstał pierwszy lalkowy film, „Za króla Krakusa”.

Studio Filmów Kukiełkowych, w którym powstało „Za Króla Krakusa”, było przodkiem instytucji, którą kojarzyło w PRL-u każde dziecko. W 1956 roku zostało ono przekształcone w samodzielne Studio Filmów Lalkowych z siedzibą w Tuszynie, a cztery lata później stało się Studiem Małych Form Filmowych, czyli popularnym Se-ma-forem. To właśnie ta wytwórnia była domem Misia Uszatka, Kota Filemona, Wróbla Ćwirka, Pingwinka Pik-Poka czy Misia Colargola.

Rzeźba przedstawiająca wróbla Ćwirka w parku Źródliska w Łodzi (fot. Zorro2212, CC BY-SA 3.0)

Drugim ważnym miejscem produkcji animacji w Polsce było utworzone w 1947 roku Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, które powstało przy redakcji katowickiej „Trybuny Śląskiej” jako Eksperymentalne Studio Filmów Rysunkowych. To właśnie wytwórni z południa Polski zawdzięczamy Reksia czy Bolka i Lolka. Z kolei w 1958 roku powstało w Warszawie Studio Miniatur Filmowych, które początkowo było filią studia z Bielska-Białej. Tam zrealizowano m.in. „Dziwne przygody Koziołka Matołka” i „Wędrówki Pyzy”.

Bolek i Lolek, czyli Jan i Roman

Studio Miniatur Filmowych, choć mniej znane od Se-ma-foru i wytwórni z Bielska-Białej, ma jednak na swoim koncie nie byle jakie osiągnięcie. To właśnie w tym miejscu wyprodukowano pierwszy polski serial animowany dla dzieci: „Jacek Śpioszek”. Produkcja ta powstała w 1962 roku, czyli w okresie gwałtownego rozwoju telewizji w Polsce – liczba abonentów wynosiła wówczas milion osób, przy czym należy pamiętać, że część z telewizorów mieściła się w świetlicach czy zakładach pracy, gdzie odbiorców było znacznie więcej niż w statystycznym gospodarstwie domowym.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=h5ePZA5QNVM[/youtube]

Pierwsze kreskówki o przygodach Bolka i Lolka zaczęły powstawać w 1963 roku (początek emisji w telewizji miał miejsce w 1965 roku), natomiast rok później rozpoczęto pracę nad „Zaczarowanym Ołówkiem”. Twórcy dziecięcych animacji zazwyczaj czerpali pomysły z codziennego życia. Bolek i Lolek to tak naprawdę Jan i Roman — synowie twórcy bajki, Władysława Nehrebeckiego. Filmowi bohaterowie zawdzięczają swoje imiona filmowi z 1936 roku w reżyserii Michała Waszyńskiego pt. „Bolek i Lolek”, Nehrebecki był bowiem fanem tego filmu. Z kolei Lechosław Marszałek, tworząc Reksia, inspirował się własnym terierem. Korzystano również z literatury – tak było w przypadku „Porwania Baltazara Gąbki” czy Koziołka Matołka.

Dość szybko okazało się, że kreskówki przynoszą korzyści nie tylko w postaci radości dzieci. W 1968 roku Se-ma-for rozpoczął produkcję serii o Misiu Colargolu, która realizowana była na zamówienie francuskiego producenta Alberta Barille’a. Pomimo początkowej niechęci publiczności do misia Colargol okazał się niezwykle pożyteczny: rozpoczął cykl zachodnich koprodukcji, które pozwoliły na zakup lepszego sprzętu, unowocześnienie studiów filmowych i zwiększenie zatrudnienia. Dziennik „Paris Jour” zapowiadał emisję polskiej bajki w programie telewizji francuskiej: „Jest to mały miś, trochę̨ naiwny, ciekawy wszystkiego, a jego największym marzeniem jest grać́ w komedii muzycznej”.

Maskotka przedstawiająca misia Colargola (fot. Thomas Berg, CC BY-SA 2.0)

Okazało się także, że animacje również mogą być realizowane na wysokim poziomie artystycznym: przykładem był „Reksio Poliglota”, uznany przez Komisję Oceniającą za „arcydzieło”. Film ten zdobywał liczne nagrody: Srebrne Koziołki na Festiwalu Filmów Młodego Widza „Ale Kino!” w Poznaniu w 1969 roku czy Nagrodę Naczelnego Zarządu Kinematografii „Srebrny Lajkonik” na Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie w 1967 roku. Recenzent w czasopiśmie „Film” zwracał wówczas uwagę:

Rzadko się zdarza, żeby jakiś sobie normalny, zwykły, pojedynczy, krótki film animowany dla dzieci robił taką karierę. Piekielny dowcip w samym pomyśle – to raz. Arcymiły pies w roli głównej – to dwa; pies który nie był Psem Pluto, ani psem Huckleberry, ani psem Dingo, ani psem Szarikiem. Był psem Reksiem i to brzmiało dumnie.

Misiu, wal w mordę parszywego kojota

Konsekwencją popularności dziecięcych serii animacji była realizacja filmów kinowych. O palmę pierwszeństwa w produkcji pełnometrażowych filmów animowanych rywalizowało Studio z Bielska-Białej oraz Se-ma-for. To pierwsze głośno mówiło o swoich planach dotyczących realizacji filmu o Bolku i Lolku. Jeszcze w 1976 roku Władysław Nehrebecki oraz Leszek Mech opowiadali o produkcji w wywiadzie dla czasopisma „Film”. Nehrebecki stwierdził wówczas:

Zrealizowaliśmy już ponad 100 krótkich filmów o najróżniejszych tematach z Bolkiem i Lolkiem w rolach głównych; serie te bawiły nie tylko najmłodszych. Film pełnometrażowy, w którym akcja może być znacznie bogatsza, daje nam nowe, bardzo ciekawe możliwości, jest jakby ukoronowaniem produkcji filmów z tymi bohaterami.

Autor motywował także wybór tematu:

Już w czasie pracy nad ostatnią serią filmów krótkich myśleliśmy o pełnym metrażu. W trakcie pracy nad serią „Bolek i Lolek wyruszają w świat” zauważyliśmy, że największym powodzeniem cieszy się tematyka przygodowa i to nie tylko wśród widzów. Te filmy są też chętniej rysowane. Dlatego przy filmie pełnometrażowym zdecydowaliśmy się na motyw podróży dookoła świata. Pretekstem do scenariusza stała się książka Juliusza Verne’a „W 80 dni dookoła świata”.

Podczas gdy twórcy z Bielska-Białej opowiadali o swojej produkcji, do kin weszła animacja produkcji Se-ma-fora: „Colargol na Dzikim Zachodzie”. Recenzent czasopisma „Film” odnotował wówczas:

Miś na ekranie jest bardzo fajny. Miś przed kamerą to po prostu mała, nieruchoma cicha gapa. I nie powiesz mu – Misiu, wal w mordę parszywego kojota. Misio stoi i słucha jak gapa. Misia trzeba przed kamerą ożywić. Dać mu ruch, charakter, dać mu tę siłę moralną, która go doprowadzi do zaszczytów szeryfa Golden City. Nie wiem na pewno, co ma w głowie Misio – stare pończochy, gąbkę czy trociny. Trudno jest chyba pracować z takim facetem, ale w końcu to praca wdzięczna, w końcu ten Misio odwala kawał dobrej roboty.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=slTstQ4jLnc[/youtube]

Hasła w encyklopedii współczesnej Polski

Niestety, twórcy nie zawsze potrafili sprostać oczekiwaniom najmłodszego widza. Zdarzało się, że animacje kompletnie nie odpowiadały dziecięcej wyobraźni, na co zwracał uwagę Aleksander Achmatowicz w podsumowaniu produkcji z Tuszyna z 1958 roku:

Dla przykładu jedynie rozpatrzmy sprawę filmu Teresy Bodzian – Wesołe Miasteczko. Mamy tam ponurą nocną scenografię, której sekunduje nieprzyjemna tonacja muzyki ponurej, bez uśmiechu, i taka również oprawa plastyczna. A film nosi tytuł Wesołe Miasteczko, gdzież więc ta wesołość i radość.

Oczywiście, produkcjami skierowanymi do dzieci nie były wyłącznie filmy rysunkowe. W 1962 roku rozpoczęto emisję pierwszej polskiej dobranocki, zatytułowanej „Jacek i Agatka”, która gościła na ekranach polskich telewizorów do 1973 roku. Jej bohaterami były dwie nakładane na palce pacynki. Z kolei od 1957 roku emitowano „Misia z okienka”. Kiedy w 1961 roku zrobiono badania na temat popularności poszczególnych audycji telewizyjnych, okazało się, że cieszył się on większą popularnością niż seria „Disneyland”.

W okienku: Bronisław Pawlik i miś (fot. domena publiczna)

Trudno się temu dziwić. Choć Disney dysponował znacznie większymi funduszami i bogatszym arsenałem środków do realizacji animacji, nie można było nie polubić polskich produkcji dziecięcych, które miały swój nieodparty urok. Oprócz prostej, lecz spójnej historii twórcy starali się także przekazać najmłodszym widzom jakąś myśl. Jak opowiadał Lechosław Marszałek w wywiadzie dla czasopisma „Film”:

W każdym filmie staram się przekazywać jakąś prawdę o otaczającym nas świecie, a także – jakąś myśl czy zalecenie z dziedziny moralności. (…) Uważam jednak, że kształtowanie pionu moralnego u młodocianej widowni należy do głównych zadań filmu dla dzieci. Czy to jednak oznaczało, że dla autora nie była istotna sama historia? Oczywiście musi być to film atrakcyjny, stąd konieczna jest dramatyczna fabuła, żart, gag. Ale nie są to wartości samoistne. Film dla dzieci musi być jak najprostszy – nie tylko narracyjnie, ale i plastycznie (…) Dlatego też w ostatnich latach staram się usuwać z moich filmów wszystko to, co nie jest istotne dla właściwego rozumienia omawianej historii.

Dziś bohaterowie polskich animacji mają swoje pomniki, muzea, znaczki czy monety, a postacie takie jak Reksio, Bolek i Lolek czy Koziołek Matołek zna każde polskie dziecko. Jak odnotował Bogumił Drozdowski:

Statystyczny Polak, który na dobrą sprawę nie miał pojęcia – bo nie musiał – o sukcesach polskiego kina animowanego na międzynarodowych festiwalach, dziś już z tym kinem zżył się na co dzień. Miś Colargol, Bolek i Lolek, Kot Filemon i Dobromir to bowiem postacie już dobrze znane – po prostu hasła w encyklopedii współczesnej Polski.

Bibliografia

  • Aleksander Achmatowicz, Tuszyn 1958, „Ekran”, 1959, nr 13, s. 5.
  • Arcitenens, Reksio, Pies dla ludności, „Film”, 1976, nr 4, s. 20.
  • Arcitenens, Kawał dobrej roboty Misia Colargola, „Film”, 1977, nr 10, s. 8.
  • Antoni Bańkowski, Sławomir Grabowski, Semafor 1947–1997, wyd. Studio Filmowe „Semafor”, Łódź 1999.
  • Andrzej Kossakowski, Polski Film Animowany 1945–1977, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1977.
  • Paweł Sitkiewicz, Polska Szkoła Animacji, Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2011.
Agata Łysakowska-Trzoss
Agata Łysakowska-Trzoss – doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, gdzie przygotowuje pracę doktorską poświęconą beneficjentom organizacji dobroczynnych w dziewiętnastowiecznym Poznaniu. Jest kierowniczką grantu „Ubodzy miasta Poznania w Kartotekach Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich 1845–1853” realizowanego w ramach konkursu PRELUDIUM-19 Narodowego Centrum Nauki. Bada historię życia codziennego, rozwój miast oraz historię filmu. Publikowała teksty w serwisach popularnonaukowych Histmag.org, twojahistoria.pl i ciekawoskihistoryczne.pl i historiaposzukaj.pl. Na Instagramie prowadzi profil „Dziewczyna z historią”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!